poniedziałek, 9 listopada 2020

Miasteczko na krańcach miasta

Dzisiejszy wpis poświęcony jest fotografii znajdującej się w zasobach Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. To jeden z 23 szklanych negatywów ze zbiorów Pracowni Historycznej Tchorek-Bentall, a prezentowanych na wystawie „Codzienność Warszawy 1915-1918” LINK. Kolekcja ukazuje widoki miasta podczas I wojny światowej, znajdującego się pod niemiecką okupacją. Większość ujęć przedstawia raczej standardowe kadry stosunkowo reprezentacyjnych miejsc i obiektów,  jakie znamy i z innych fotografii. Jedno z nich wydało mi się dość niezwykłe i tajemnicze:


Co istotne i szczególnie warte podkreślenia, to fakt, że całość kolekcji, ze względu na technikę wykonania negatywów, to znakomitej jakości obrazy, oferujące w powiększeniach świetne odwzorowanie szczegółów. Nie wiadomo, kto był autorem serii zdjęć, jednak wnioskując po pewnym kluczu doboru kadrów, był to ktoś „z zewnątrz”, przyjezdny, być może Niemiec, żołnierz czy inny przedstawiciel ówczesnych władz okupacyjnych. Autor utrwalał na szklanych płytach widoki miejsc nie tylko reprezentacyjnych, co stanowiących dla niego swoistą egzotykę, do której zapewne nie był przyzwyczajony na co dzień, jak prawosławne sobory, czy miejsca zamieszkania warszawskiej biedoty.

Wróćmy jednak do naszej fotografii. Teoretycznie, mogła ona zostać wykonana gdziekolwiek na terenie dawnego zaboru rosyjskiego czy np. Galicji. Co prawda obraz wyjątkowo mocno kontrastował z większością kadrów kolekcji, jednak reszta sugerowała proweniencję warszawską również i w tym wypadku. Biedna, koślawa i mocno zdewastowana drewniana zabudowa, wyglądająca niczym żydowski sztetl na Kresach, zaledwie jeden parterowy murowaniec i właściwie żadnych typowych oznak miejskości, jak chociażby latarenki adresowe czy latarnie uliczne,  sugerowały podrzędną okolicę, raczej dalekie przedmieścia, prawdopodobnie  któryś z terenów świeżo przyłączonych do miasta w 1916 roku decyzją gubernatora von Besselera.

Szanse na identyfikację miejsca uchwyconego w kadrze wydawały się w pierwszej chwili znikome, niemal równe zeru. Jednak fotografia intrygowała, więc po krótkim zastanowieniu swe poszukiwania postanowiłem skierować w pierwszej kolejności na Powązki. Problem w tym, że dzielnica ta dysponuje wyjątkowo ubogą ikonografią, mogąca być przydatną w lokalizacji. Wprawdzie ortofotomapa z wiosny 1945 nie jest zbyt pomocna, gdyż większość drewnianej zabudowy Powązek została zrównana z ziemią, jednak w zestawieniu z fotoplanem z 1935, mimo nie najlepszej jakości zdjęć, mogła być przydatna. Po analizie fotografii uznałem, że murowany budynek z lukarnami jest na tyle charakterystyczny, że powinien być widoczny na zdjęciu lotniczym, o ile nadal istniał w 1935 roku, co przy jego „kondycji” wcale nie było oczywiste. To był jeden z punktów zaczepienia. Drugim, jak mi się wydawało, był zakręt drogi na ostatnim planie i nieco dziwne, niezbyt naturalne ustawienie budynków względem niej. Zacząłem więc szukać w skupisku zabudowy znajdującym po północnej stronie ul. Powązkowskiej.  Poszukiwania tam jednak nie przyniosły zadowalającego rezultatu, bo albo nie pasował przebieg ulicy albo układ stojącej przy niej zabudowy. Wprawdzie przy samej Powązkowskiej stały budynki posiadające lukarny, lecz reszta zupełnie nie pasowała do tego, co było widoczne na zagadkowym zdjęciu. Jednak moją uwagę zwrócił budynek stojący przy ul. Elbląskiej, nieco na południe od skrzyżowania z Powązkowską.


W porównaniu ze zdjęciami lotniczymi z 1935 roku nie zgadzał mi się jednak m.in.,  łuk ulicy, widoczny na ostatnim planie, który przebiegał w przeciwnym kierunku.  Należało więc sięgnąć po ostatnią, jak sądziłem najlepszą możliwość weryfikacji, czyli plan Lindleya ze zbiorów APW, który ze względu na swoją wyjątkową precyzję i okres powstania, powinien uwzględniać widoczną na zdjęciu zabudowę. I rzeczywiście, wystarczyło jedno spojrzenie na arkusz planu Lindleya, by rozwiać wszelkie wątpliwości – układ zabudowy pokrywał się niemal doskonale z tą z identyfikowanej fotografii. Niemal, bo na zdjęciu brakowało jednego budynku, sąsiadującego z domem z lukarnami, a zaznaczonego na planie białym krzyżykiem. Jednak na fotografii dobrze było widać na ścianie szczytowej murowańca ślad dawnego sąsiedztwa w postaci nieotynkowanej powierzchni. Wyjaśnił się też nieco dziwny przebieg ulicy na ostatnim planie – drewniane domki zamykające perspektywę ulicy stały przy Powązkowskiej a tu widzieliśmy ich tyły.


O ile wyjaśniło się miejsce wykonania fotografii, to jej autor nadal pozostawał zagadkowy. Jak wspomniałem na początku wpisu,  przypuszczam, że fotografem był ktoś ze strony okupacyjnej, być może niemiecki żołnierz. Teza wprawdzie niepotwierdzona żadnym mocnym dowodem, jednak Powązki to miejsce, gdzie mało kto ”z zewnątrz” zapuszczał się chętnie, a jeszcze mniej chętnie w celu wyłącznie fotografowania. Natomiast w okresie 1915-1918 pojawiali się w okolicy niemieccy wojskowi odwiedzający groby swoich poległych i zmarłych towarzyszy, bowiem pierwotnie prawosławny, rosyjski cmentarz wojskowy będący zaczątkiem obecnych Powązek Wojskowych, stał się miejscem pochówków żołnierzy kajzerowskiej armii. Właśnie zapewne podczas jednej z takich wizyt, któryś z nich zszedł z głównej drogi w centrum miasteczka Powązki, by zajrzeć nieco za kulisy tego egzotycznego dla niego otoczenia. Wykonanie fotografii na ówczesnej ul. Szlachtuzowej (taką nazwę nosił pierwotnie odcinek późniejszej ul. Elbląskiej między Powązkowską a torami linii obwodowej) nie musiało być podyktowane wyłącznie ciekawością, a celami propagandowymi. Niemcy bowiem bardzo chętnie pokazywali w różnych wydawnictwach, a nawet na pocztówkach propagandowych niski poziom cywilizacyjny ludności, w tym Żydów (Ostjuden) na terenie dawnego zaboru rosyjskiego. Właśnie jedno z takich ujęć, wykonane przy wylocie Szlachtuzowej (po lewej) na  Powązkowską trafiło na tego rodzaju pocztówkę:


Kres widocznej na zdjęciu zabudowie położyło Powstanie Warszawskie, kiedy licha, w większości drewniana zabudowa spłonęła. Wypalony murowany budynek o przedwojennym adresie Elbląska 22 wprawdzie przetrwał, jednak według akt Biura Odbudowy Stolicy, podobnie jak sąsiednie budynki nie nadawał się do odbudowy. Prawdopodobnie niedługo potem zniknął na zawsze z krajobrazu Powązek.


Dziś zapewne mało kto zdaje sobie sprawę, jak wyglądało to miejsce ponad 100 lat temu i próżno szukać w terenie jakichkolwiek reliktów przedwojennej zabudowy. Tym cenniejszym dokumentem wydaje się to anonimowe zdjęcie.

Sama nazwa ul. Szlachtuzowej również nie utrwaliła się w pamięci warszawiaków, gdyż w ramach Warszawy istniała bardzo krótko – już w 1919 roku została zastąpiona Elbląską. Obecnie ten fragment dawnej Elbląskiej nosi nową, jeszcze inną nazwę – od kilku lat za patrona ma Jerzego Ficowskiego. Obecnie widok z tego samego miejsca wygląda mniej więcej TAK.

(F)

PS. Serdeczne podziękowania dla Marcina Guzka za rzeczową i pouczającą dyskusję dotyczącą kwestii nazewnictwa ulic. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz