Warszawskie podwórko, 1960. Fot. Tadeusz Rolke/Agencja Gazeta
Trochę taka fabryczno-rzemieślnicza zabudowa, pani z poduchami przy drewnianym trzepaku, zalegający śnieg, jakiś smętny krzaczek na trawniku, wyżej zwisające przewody elektryczne, a w tle jeszcze chłopiec z rękami schowanymi w kieszeniach. Mistrzowski kadr! Ale lakoniczny podpis nie dawał mi spokoju. "Gdzie też wykonano to zdjęcie? Jak obecnie wygląda to miejsce? Czy kamienica jeszcze istnieje?" Przez głowę przelatywały mi różne pytania, ale wpatrując się usilnie w tę fotografię, nie potrafiłem znaleźć żadnej odpowiedzi. Zupełnie nic. Pustka. Choć pozornie wydawało się, że nie będzie problemu z ustaleniem adresu budynku, to jednak fakt, że ani Autor, ani realizatorzy wystawy nie potrafili tego dokonać, mówił sam za siebie.
Wpatrywałem się w prześwit bramy próbując wypatrzyć w tle jakąkolwiek podpowiedź, ale wyobraźnia podsuwała mi fałszywe tropy - raz widziałem w tle most Kierbedzia, a już za chwilę zwykłe drewniane ogrodzenie. Przestudiowałem wnikliwie życiorys Autora i kolejne jego warszawskie adresy, żeby zawęzić krąg poszukiwań, ale to też nie przyniosło żadnego rezultatu.
Nie mając innego pomysłu, rozpocząłem pobieżne przeglądanie ortofotomapy w poszukiwaniu kamienicy z budynkiem frontowym o nierównej wysokości dachu. Powiśle, Praga, Mokotów, Wola. Szukałem raczej po "biedniejszych" dzielnicach, ale wciąż bez rezultatu. Chwilami zastanawiałem się, czy to w ogóle Warszawa, ale była to raczej rozpaczliwa próba wytłumaczenia własnej bezradności.
Uczepiłem się dwóch hipotez: 1. budynek nie istnieje obecnie (rozebrano go w ramach porządkowania i gomułkowskiej modernizacji) oraz 2. trzeba szukać miejsca z pusta przestrzenią (być może już zabudowaną). I znowu ani trochę nie przybliżyłem się do rozwiązania zagadki. Ale ponieważ doświadczenie podpowiada, że nie należy pochopnie się poddawać, postanowiłem zweryfikować moje poprzednie założenia, uznając, że prawdopodobnie są błędne. Tym razem przyjąłem, że 3. budynek przetrwał i istnieje do dziś (być może jednak w zmienionym kształcie i z odbudowanym piętrem), oraz 4. stoi w obszarze ciasnej zabudowy szeroko rozumianego centrum. Mogły na to wskazywać rozmiary budynku, nieco archaiczna forma bocznej oficyny oraz owalna klatka schodowa. Choć na zdjęciu, mamy typową, chmurną aurę zimowego dnia, cienie wyraźnie zagęszczają się po lewej stronie, zatem kierunek wykonania zdjęcia był zapewne zachodni. Brak widocznych śladów po działaniach wojennych na elewacji budynku, skierował mnie początkowo na Pragę, ale zasób potencjalnych miejsc szybko się wyczerpał, więc wróciłem na lewy brzeg. I naraz mnie olśniło. Przecież cała publicystyka warszawska lat 60-tych kręciła się wokół tzw. "dzikiego zachodu"! Oczywiście, że już ty wcześniej szukałem, ale może przeoczyłem coś istotnego, sugerując się błędnymi założeniami? Tak! Chwila szukania i znajduję to podwórko! Czuję jak przyjemna fala ulgi i satysfakcji zalewa moje serce. W końcu zagadka zostaje rozwiązana! Chwytam aparat i lecę na miasto, żeby wykonać wizję lokalną. Podwórze nadal jest zaciszne i trochę jakby ukryte, choć nie jest wcale zamykane. Obecnie wygląda tak:
Warszawskie podwórko, 2019. Fot. Piotr Niewiadomski/Warszawska identyfikacja
Kolejny raz okazało się, że banalna z pozoru zagadka, sprawiła całkiem sporo "kłopotu". Zdjęcie wykonano na podwórzu kamienicy przy ulicy Miedzianej 10. Jej obecnych mieszkańców, a także całego Mirowa i Warszawy, jeszcze raz serdecznie zapraszam na wystawę fotografii Tadeusza Rolke.
(P)
Super odkrycie. Gratuluję. Sam podejrzewałem dziki zachód.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Rolke