piątek, 1 marca 2013

Araukaria Heydeckera


Z wielką ciekawością przeczytałem wspomnienia Joe'go J. Heydeckera, Moja wojna. Zapiski i zdjęcia z sześciu lat w hitlerowskim Wehrmachcie, wydane przez Świat Książki w roku 2009. To kolejny argument za tym, że to samo życie pisze najlepsze scenariusze i żaden specjalista od powieści sensacyjnych nie wymyśliłby takiej historii. Przy tym proza ta stawia kluczowe i uniwersalne pytanie - co Ty byś zrobił, gdyby wcielono Cię do hitlerowskiej armii?

Autor, namiętny fotograf, podczas swojej wojennej tułaczki dwa razy trafił do okupowanej Warszawy. Raz w 1941 roku - przedostał się wtedy do getta, gdzie dokonał wstrząsającego zapisu egzystencji stłoczonej za murami społeczności żydowskiej. Przy okazji, zastanawia mnie dlaczego żaden z polskich, konspiracyjnych fotografów nigdy nie podjął się takiego zadania. Drugi raz Heydecker trafił do Warszawy 20 listopada 1944, wysłany z Konstancina wraz z ekipą poszukiwawczą w celu znalezienia części zamiennych do radia i wódki dla kapitana Krause, dowódcy 337 Oddziału Niszczycieli Czołgów. Zdjęcia opustoszałej Warszawy po zdławieniu powstania i wypędzeniu mieszkańców robią wstrząsające wrażenie. Wśród nich jest też zdjęcie, które zamieściłem powyżej, z uliczną mogiłą ozdobioną doniczkowymi kwiatami.

Ta araukaria, jedyna oznaka życia na tym cmentarzysku musiała mocno wstrząsnąć autorem, skoro zdecydował się ją uwiecznić. Zamieszczony w książce podpis pod zdjęciem jest jednak błędny. Nie wiem, czy pochodzi od Heydeckera, czy jest to ustalenie poczynione przez redaktora publikacji, w każdym razie "to na pewno nie tam".

Jak zawsze w takich sytuacjach usiadłem nad zdjęciem i zacząłem zastanawiać się, co to za miejsce. Czasami takie "mocne" wpatrywanie się w fotografię przynosi dobre rezultaty, ale tym razem nie pomogło. Elewacja budynku po lewej coś mi przypominała, ale nie pamiętałem żadnego konkretnego adresu. Rzuciłem więc okiem na mapę, rozpoczynając poszukiwania w okolicy Domu Towarowego Braci Jabłkowskich. Chwila namysłu i do głowy przyszło mi gotowe rozwiązanie - ul. Szpitalna i styk kamienic nr 3 i 5.

Kamienica Szpitalna 5 ma charakterystyczne boniowanie przyziemia - jeden pas okładziny jest węższy w porównaniu do pozostałych. Oba budynki przetrwały wojnę i można zobaczyć jak wyglądają obecnie: LINK. Ponieważ zagadkę bardzo szybko udało się rozwiązać, zadałem sobie jeszcze trud poszukania w książkach telefonicznych właściciela sklepu, którego imię (M)arian i resztki nazwiska widnieją na elewacji wspomnianej kamienicy. Okazało się, że był to zakład krawiecki Mariana Petkowicza.

(P)

2 komentarze:

  1. Fajna historia, a do posta przyciągnęło mnie słowo araukaria, bo czytałem właśnie "W Patagonii" Bruce'a Chatwina :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego jeszcze nie czytałem, ale "Ścieżki śpiewu" urzekły mnie na całego. Gość naprawdę świetnie pisał! Heydeckera też Ci polecam, choć to diametralnie inny rodzaj prozy...

    OdpowiedzUsuń