Dzisiejszy wpis poświęcony jest fotografii znajdującej się w zasobach Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. To jeden z 23 szklanych negatywów ze zbiorów Pracowni Historycznej Tchorek-Bentall, a prezentowanych na wystawie „Codzienność Warszawy 1915-1918” LINK. Kolekcja ukazuje widoki miasta podczas I wojny światowej, znajdującego się pod niemiecką okupacją. Większość ujęć przedstawia raczej standardowe kadry stosunkowo reprezentacyjnych miejsc i obiektów, jakie znamy i z innych fotografii. Jedno z nich wydało mi się dość niezwykłe i tajemnicze:
Co
istotne i szczególnie warte podkreślenia, to fakt, że całość kolekcji, ze
względu na technikę wykonania negatywów, to znakomitej jakości obrazy, oferujące
w powiększeniach świetne odwzorowanie szczegółów. Nie wiadomo, kto był autorem
serii zdjęć, jednak wnioskując po pewnym kluczu doboru kadrów, był to ktoś „z
zewnątrz”, przyjezdny, być może Niemiec, żołnierz czy inny przedstawiciel
ówczesnych władz okupacyjnych. Autor utrwalał na szklanych płytach widoki
miejsc nie tylko reprezentacyjnych, co stanowiących dla niego swoistą egzotykę, do
której zapewne nie był przyzwyczajony na co dzień, jak prawosławne sobory, czy
miejsca zamieszkania warszawskiej biedoty.
Wróćmy jednak do naszej fotografii. Teoretycznie, mogła ona zostać wykonana
gdziekolwiek na terenie dawnego zaboru rosyjskiego czy np. Galicji. Co prawda
obraz wyjątkowo mocno kontrastował z większością kadrów kolekcji, jednak reszta
sugerowała proweniencję warszawską również i w tym wypadku. Biedna, koślawa i
mocno zdewastowana drewniana zabudowa, wyglądająca niczym żydowski sztetl na Kresach, zaledwie jeden parterowy murowaniec i
właściwie żadnych typowych oznak miejskości, jak chociażby latarenki adresowe
czy latarnie uliczne, sugerowały
podrzędną okolicę, raczej dalekie przedmieścia, prawdopodobnie
któryś z terenów świeżo przyłączonych do
miasta w 1916 roku decyzją gubernatora von Besselera.
Szanse na identyfikację miejsca uchwyconego w kadrze wydawały się w
pierwszej chwili znikome, niemal równe zeru. Jednak fotografia intrygowała,
więc po krótkim zastanowieniu swe poszukiwania postanowiłem skierować w
pierwszej kolejności na Powązki. Problem w tym, że dzielnica ta dysponuje
wyjątkowo ubogą ikonografią, mogąca być przydatną w lokalizacji. Wprawdzie
ortofotomapa z wiosny 1945 nie jest zbyt pomocna, gdyż większość drewnianej
zabudowy Powązek została zrównana z ziemią, jednak w zestawieniu z fotoplanem z 1935, mimo
nie najlepszej jakości zdjęć, mogła być przydatna. Po analizie fotografii uznałem, że murowany budynek z
lukarnami jest na tyle charakterystyczny, że powinien być widoczny na zdjęciu
lotniczym, o ile nadal istniał w 1935 roku, co przy jego „kondycji” wcale nie
było oczywiste. To był jeden z punktów zaczepienia. Drugim, jak mi się
wydawało, był zakręt drogi na ostatnim planie i nieco dziwne, niezbyt naturalne
ustawienie budynków względem niej. Zacząłem więc szukać w skupisku zabudowy
znajdującym po północnej stronie ul. Powązkowskiej.
Poszukiwania tam jednak nie przyniosły
zadowalającego rezultatu, bo albo nie pasował przebieg ulicy albo układ
stojącej przy niej zabudowy. Wprawdzie przy samej Powązkowskiej stały budynki
posiadające lukarny, lecz reszta zupełnie nie pasowała do tego, co było widoczne na zagadkowym
zdjęciu. Jednak moją uwagę zwrócił budynek stojący przy ul. Elbląskiej, nieco
na południe od skrzyżowania z Powązkowską.
W porównaniu ze zdjęciami lotniczymi z 1935 roku nie zgadzał mi się jednak
m.in.,
łuk ulicy, widoczny na ostatnim
planie, który przebiegał w przeciwnym kierunku.
Należało więc sięgnąć po ostatnią, jak
sądziłem najlepszą możliwość weryfikacji, czyli plan Lindleya ze zbiorów APW, który ze względu
na swoją wyjątkową precyzję i okres powstania, powinien uwzględniać widoczną na
zdjęciu zabudowę. I rzeczywiście, wystarczyło jedno spojrzenie na arkusz planu
Lindleya, by rozwiać wszelkie wątpliwości – układ zabudowy pokrywał się niemal
doskonale z tą z identyfikowanej fotografii. Niemal, bo na zdjęciu brakowało
jednego budynku, sąsiadującego z domem z lukarnami, a zaznaczonego na planie
białym krzyżykiem. Jednak na fotografii dobrze było widać na ścianie szczytowej
murowańca ślad dawnego sąsiedztwa w postaci nieotynkowanej powierzchni.
Wyjaśnił się też nieco dziwny przebieg ulicy na ostatnim planie – drewniane
domki zamykające perspektywę ulicy stały przy Powązkowskiej a tu widzieliśmy
ich tyły.
O ile wyjaśniło się miejsce wykonania fotografii, to jej autor nadal
pozostawał zagadkowy. Jak wspomniałem na początku wpisu,
przypuszczam, że fotografem był ktoś ze
strony okupacyjnej, być może niemiecki żołnierz. Teza wprawdzie niepotwierdzona żadnym mocnym dowodem, jednak Powązki to miejsce, gdzie mało kto ”z
zewnątrz” zapuszczał się chętnie, a jeszcze mniej chętnie w celu wyłącznie fotografowania.
Natomiast w okresie 1915-1918 pojawiali się w okolicy niemieccy wojskowi
odwiedzający groby swoich poległych i zmarłych towarzyszy, bowiem pierwotnie
prawosławny, rosyjski cmentarz wojskowy będący zaczątkiem obecnych Powązek
Wojskowych, stał się miejscem pochówków żołnierzy kajzerowskiej armii. Właśnie
zapewne podczas jednej z takich wizyt, któryś z nich zszedł z głównej
drogi w centrum miasteczka Powązki, by zajrzeć nieco za kulisy tego
egzotycznego dla niego otoczenia. Wykonanie fotografii na ówczesnej ul.
Szlachtuzowej (taką nazwę nosił pierwotnie odcinek późniejszej ul. Elbląskiej
między Powązkowską a torami linii obwodowej) nie musiało być podyktowane wyłącznie
ciekawością, a celami propagandowymi. Niemcy bowiem bardzo chętnie pokazywali w różnych wydawnictwach, a nawet
na pocztówkach propagandowych niski
poziom cywilizacyjny ludności, w tym Żydów
(Ostjuden) na terenie dawnego zaboru rosyjskiego. Właśnie jedno z takich ujęć, wykonane przy wylocie Szlachtuzowej (po lewej) na Powązkowską trafiło na tego rodzaju pocztówkę:

Kres widocznej na zdjęciu zabudowie położyło Powstanie Warszawskie, kiedy
licha, w większości drewniana zabudowa spłonęła. Wypalony murowany budynek o
przedwojennym adresie Elbląska 22 wprawdzie przetrwał, jednak według akt Biura Odbudowy
Stolicy, podobnie jak sąsiednie budynki nie nadawał się do odbudowy. Prawdopodobnie niedługo potem zniknął na
zawsze z krajobrazu Powązek.
Dziś zapewne mało kto zdaje sobie sprawę, jak wyglądało to miejsce ponad 100
lat temu i próżno szukać w terenie jakichkolwiek reliktów przedwojennej zabudowy.
Tym cenniejszym dokumentem wydaje się to anonimowe zdjęcie.
Sama nazwa ul. Szlachtuzowej również nie utrwaliła się w pamięci warszawiaków,
gdyż w ramach Warszawy istniała bardzo krótko – już w 1919 roku została
zastąpiona Elbląską. Obecnie ten fragment dawnej Elbląskiej nosi nową, jeszcze inną
nazwę – od kilku lat za patrona ma Jerzego Ficowskiego. Obecnie widok z tego samego miejsca wygląda mniej więcej
TAK.
(F)
PS. Serdeczne podziękowania dla Marcina Guzka za rzeczową i pouczającą dyskusję
dotyczącą kwestii nazewnictwa ulic.