niedziela, 10 września 2023

Orka na Saskiej Kępie


To interesujące zdjęcie pochodzi ze strony Małgorzaty Karoliny Piekarskiej. Dotąd wiadomo było o nim tylko tyle, że pochodzi z lat 40. i uwieczniono na nim fragment Saskiej Kępy. Zostało opublikowane w 2014 roku i przyznaję, że już kiedyś próbowałem ustalić jego lokalizację. Wtedy nie udało mi się zrobić tego z marszu, więc odłożyłem je na później i... wróciłem do niego dopiero po kilku latach. Tym razem jednak nie zamierzałem się poddawać. Uważnie przyjrzałem się zabudowie i uznałem, że jej układ i widoczne detale budynków powinny wystarczyć, by rozwiązać tę zagadkę. Budynki wydawały mi się znajome, wszystko wskazywało na skraj zabudowy Saskiej Kępy. Tylko który? Szukałem w okolicach ulicy Ateńskiej, bo było to jedno z miejsc, gdzie zabudowa dzielnicy kończyła się w podobny sposób, sąsiadując z polami. Jednak widoczne na zdjęciu budynki tam nie pasowały. W pewnym momencie zacząłem przyglądać się budynkom w rejonie ulicy Londyńskiej, bo tam przed wybuchem wojny również znajdowała się jakby wysepka zabudowy Saskiej Kępy wśród jeszcze niezagospodarowanych działek. Okazało się to właściwym tropem. Dzięki zdjęciom ukośnym publikowanym na miejskiej stronie odnalazłem dom z charakterystycznym układem okien. To istniejący do dziś budynek pod adresem Londyńska 15. Dzięki temu udało mi się dopasować pozostałe zabudowania.


Okazało się, że zdjęcie zrobiono z terenu pomiędzy ulicami Walecznych, Niekłańskiej i Peszteńskiej. Zaznaczyłem to na zdjęciu lotniczym z roku 1945. Nie wszystkie budynki są na nim widoczne, ponieważ zdjęcie zrobiono kilka lat później, może nawet na początku lat 50.


Niestety dziś niemal niemożliwe jest odtworzenie podobnego kadru. Budynek przy Peszteńskiej 10 został rozebrany w pierwszych latach XXI wieku. Drewniak przy Londyńskiej 9 rozebrano pod koniec lat 60. pod jeden z bloków Spółdzielni Mieszkaniowej Pracowników Służby Zdrowia, w którym nota bene mieszkałem kilka dekad po zrobieniu identyfikowanego zdjęcia. Londyńska 26 i 28 dziś wyglądają zupełnie inaczej, ale inwentaryzacja Biura Odbudowy Stolicy z 1945 roku potwierdza, że były to wtedy niższe, dwukondygnacyjne budynki. Chyba najciekawszy z widocznych obiektów, to Międzynarodowa 55. Dziś stanowi on jakby fragment bloku przy Międzynarodowej, ale powstał jako osobny obiekt. To jakby nietypowa, bo powojenna, kamienica. Budynek otrzymał detal spójny z sąsiednim, nieco późniejszym, blokiem Międzynarodowa 57, zachował jednak osobny numer i stanowi odrębną całość. Po ostatnim remoncie odróżnia się od późniejszej części bloku, co można zobaczyć tu.
Z całego zdjęcia tylko Londyńska 15 pozostaje w niemal niezmienionej formie. Jeśli zaś chodzi o miejsce, w którym wykonano zdjęcie, to dziś znajduje się tam blok Walecznych 57 i podwórko na jego tyłach. Fotografia stanowi cenną pamiątkę z okresu między końcem wojny a początkiem intensywnej zabudowy tej części Saskiej Kępy.

Bardzo dziękuję Pani Małgorzacie Karolinie Piekarskiej za możliwość publikacji zdjęcia z Jej rodzinnych zbiorów.
[K]

wtorek, 28 czerwca 2022

Na rogu smutku i beznadziei

 


Powyższa fotografia, której chciałem poświęcić niniejszy wpis znajduje sie zbiorach Muzeum Warszawy LINK. Nie posiadająca szczegółowego datowania, ale wykonana w latach 30. przez fotografika Aleksandra Minorskiego, opatrzona jest ogólnikowym opisem „Widok ulicy na Powązkach”. Sam opis w zestawieniu z obrazem raczej nie wzbudza wątpliwości, zdjęcie przedstawia bowiem scenkę uliczną, ewidentnie z dalekich przedmieść Warszawy, więc ze sporym prawdopodobieństwem zdjęcie mogło zostać wykonane właśnie na terenie tzw. miasteczka Powązki.

Jest dla mnie coś fascynującego w tej fotografii, utrwalony na kliszy kadr emanuje jakimś dojmującym smutkiem. Postanowiłem zatem szczegółowo ustalić miejsce wykonania zdjęcia. Wskazówek na pierwszy rzut oka było całkiem sporo i rejon poszukiwań znany, więc wydawało się, że rozpoznanie lokalizacji nie powinno sprawić większych trudności. O ile bowiem sam kadr jest stosunkowo wąski i widać na nim typową, biedną zabudowę, o tyle sam układ krzyżujących się ulic jest dość charakterystyczny, bo widoczna na pierwszym planie uliczka i przecznica za skrzyżowaniem są przesunięte względem siebie.

Zasiadłem nad historycznym fotoplanem Warszawy i rozpocząłem poszukiwania. Warstwa z 1935 roku jest nie najlepszej jakości, z kolei na dużo lepszym technicznie fotoplanie z 1945 roku widać, że większość zabudowy Powązek uległa zagładzie w okresie Powstania Warszawskiego. Na obu warstwach siatka ulic jest jednak widoczna, ale miejsce z fotografii nie dawało się dopasować do żadnego ze skrzyżowań. Coś tu nie grało…

Uznałem, że opis zdjęcia jest po prostu błędny. Muzeum Warszawy bowiem publikuje również rewersy odbitek fotograficznych, jeśli znajdują się na nich jakieś informacje. Tak było i w tym przypadku. Na odwrocie zdjęcie opisane jest odręcznym podpisem wskazującym rzeczywiście na Powązki. Nie wiadomo czy jest to opis odautorski Minorskiego, czy wykonany przez pracownika muzeum. Jedno było za to niemal pewne – opis wyglądał na wykonany długopisem, czyli narzędziem, którego Minorski w momencie wykonania fotografii nie mógł znać. Nawet jeśli to on był autorem opisu, to zrobił przynajmniej kilkanaście lat po sfotografowaniu miejsca. Mógł więc się najzwyczajniej w świecie pomylić.


Pomimo takiego wniosku, miejsce ze zdjęcia nadal opierało się identyfikacji. W takim razie może fotograf zawędrował na przedwojenny Marymont, który również w znacznym stopniu był skupiskiem biednej, chaotycznej zabudowy, podobnej do tej na Powązkach, ale i tu poszukiwania nie doprowadziły do żadnych konstruktywnych wniosków. Nieco zniechęcony brakiem efektów, postanowiłem odpocząć od tematu i wrócić do tego intrygującego zdjęcia za kilka dni.

Tak się też stało i po kilku dniach ponownie zasiadłem do zdjęcia, aby poanalizować je dokładniej, bo miałem wrażenie, że dotychczas coś mi umykało i nie dostrzegam jakiejś istotnej wskazówki, która naprowadziłaby mnie na właściwy tor poszukiwań. Moją uwagę przykuł szczegół, który oczywiście wcześniej widziałem, ale jakoś nie uznałem go za istotny. To niewielki fragment budynku w prawej części zdjęcia, widoczny za parkanem po drugiej stronie skrzyżowania i przesłonięty narożnikiem drewnianego domu stojącego najbliżej fotografującego. Budynek był najwyraźniej murowany, tak można było wnioskować po detalach. Szczególną uwagę zwracał jeden szczegół, który wyglądał jak okrągłe okno w ścianie, przypuszczalnie nad otworem drzwiowym. Trochę zaskakujące i dziwne, zwłaszcza w kontekście widocznego otoczenia, ale w pierwszym skojarzeniu przypominało jakąś kaplicę czy niewielką świątynię.

I nagle, Eureka! Przypomniałem sobie, gdzie coś takiego widziałem i tym większe było moje zaskoczenie. Szybkie sprawdzenie  na ortofotomapie z 1945 roku i wszelkie wątpliwości zostają rozwiane. Zabudowy ze zdjęcia już nie ma, ale układ uliczny skrzyżowania nie pozostawia najmniejszych wątpliwości. Minorski wykonał swoją fotografię na skrzyżowaniu ul. Karlińskiego i Sowińskiego w kierunku zachodnim, zaś fragment murowanego budynku, który się znalazł w kadrze to nic innego jak wolska synagoga stojąca pod adresem Sowińskiego 35. Pomimo niezbyt widocznych szczegółów, układ południowej, bocznej elewacji bożnicy jest wyraźnie podobny do projektu autorstwa Kazimierza Gadomskiego z 1924 roku.


Kadr z fotografii Minorskiego, rozrysowany na fotoplanie przedstawiałaby się mniej więcej tak:


We wrześniu 1939 okolica znalazła się na przedpolu polskich linii obronnych i była areną zmagań polskich żołnierzy z nacierającymi wzdłuż ul. Wolskiej niemieckimi oddziałami. W trakcie tych walk zniszczeniu uległa większość lichej, przeważnie drewnianej zabudowy, choć działania wojenne nie oszczędziły także budynków murowanych jak wolska synagoga. Wypalone jej mury jak i pozostałości zniszczonej okolicznej zabudowy rozebrano najprawdopodobniej do połowy 1940 roku.  

Dziś ta okolica ma całkowicie inny charakter niż przed wojną, jest dość intensywnie zabudowywana nowoczesną mieszkaniówką i zapewne nikt, kto tamtędy obecnie przechodzi, nie zdaje sobie sprawy, że w miejscu trawnika pomiędzy ul. Wolską, Sowińskiego i Karlińskiego stała nieduża neobarokowa bożnica. Zresztą nie ma się co dziwić takiemu stanowi rzeczy – istniała ona niewiele ponad dekadę i nie zdążyła się wpisać w krajobraz Woli. Jeszcze kilka- czy kilkanaście lat temu wcale nie było pewności czy synagoga w ogóle powstała. Dziś na szczęście dzięki digitalizacji i dostępowi do archiwalnych materiałów w sieci, jesteśmy bogatsi o tę wiedzę i kolejne rozpoznane zdjęcie z tej niezbyt chętnie fotografowanej części Woli.

(F)

PS. Więcej informacji o wolskiej synagodze można znaleźć tu LINK

sobota, 4 czerwca 2022

Niecodzienny Widok

 


W zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego znajduje się wiele ciekawych zdjęć autorstwa Grażyny Rutowskiej. Jedna z serii zdjęć nie mogła się doczekać ustalenia lokalizacji, mimo usilnych starań archiwistów. Z prośbą o pomoc zwrócił się do nas Łukasz Karolewski z NACu. Seria zdjęć miała tylko opis "Marek Zadworny przy samochodzie Fiat 600" i informację, że zdjęcia są z 1971 roku. 
Na kilku kadrach widać tego samego chłopca, na tle samochodu, choć sfotografowanego z kilku stron. Budynek w tle to niezbyt charakterystyczna kamienica, której moglibyśmy długo szukać. Pomóc mogło to, że fotografka zrobiła częściową panoramę tego miejsca. Mieliśmy więc jakby sporo puzzli, z których należało tylko złożyć odpowiedź. 



Niektóre elementy układanki nie wnosiły zbyt wiele. Na przykład napis FOTO trudno było umiejscowić. Podobnie bezowocne były oględziny bramy w poszukiwaniu tabliczki z numerem.


Kolejne zdjęcie pozwalało lepiej zorientować się w układzie okolicznej zabudowy. Widać na nim, że samochód stał na parkingu pod blokiem. Układ okien i wejścia do klatek schodowych sugerowały, że widzimy tył budynku, który stoi mniej więcej pod kątem prostym do ulicy i kamienic z poprzedniego zdjęcia. 

Dużo wskazówek przyniosło kolejne zdjęcie, mimo że jest dość podobne do pierwszego. Widać na nim przejeżdżający autobus, co nieco zawęża liczbę ulic, na których mogło być zrobione zdjęcie. Niestety niewidoczny jest numer linii, ale widać jeszcze jedną bardzo cenną wskazówkę. To ten znak drogowy:


  Widać nie tylko, że autobus zbliża się do skrzyżowania, ale również charakterystyczny układ ulic i pierwszeństwa. "Nasza" ulica jest podporządkowana, ale później zyskuje pierwszeństwo. Nie mogłem skojarzyć żadnego miejsca, w którym byłoby takie skrzyżowanie w kształcie litery T, jeździłyby autobusy i była podobna zabudowa. Myślałem o jakimś placu, wzdłuż którego stałby frontem dość długi blok, ale żaden nie pasował układem. Zastanawiało mnie umiejscowienie bloku, który postawiono bokiem do ulicy i urządzono przy nim parking. Wydało mi się to dość rzadko spotykane. Byłby to dość niecodzienny widok. Tu przyszła mi do głowy pewna myśl. A może to właśnie Widok? Ulica z przedwojenną zabudową, przy której są bloki i ustawione są jakby bokiem. Nie jest to główna ulica, więc uznano takie rozwiązanie za dopuszczalne. Jednak był taki krótki okres w historii ulicy, gdy pełniła ona ważną rolę komunikacyjną. Było to w trakcie budowy ronda później nazwanego imieniem Romana Dmowskiego. Wtedy autobusy musiały omijać Aleje Jerozolimskie i jeździły właśnie ulicą Widok. Ruch puszczono wtedy także bezimienną uliczką na tyłach biurowca Universal, będącą jakby przedłużeniem dzisiejszej Parkingowej. To właśnie z tą improwizowaną uliczką krzyżuje się na znaku Widok. Jeszcze szybkie oględziny miejsca na google streetview i lokalizacja potwierdzona!
Widoczne na zdjęciu kamienice mają numery 20 i 22, zaś blok ma adres Widok 19.
Pozostaje jeszcze kwestia datowania - zdjęcie opisane było jako rok 1971, a taki układ komunikacyjny jak na zdjęciu trwał tylko od października 1969 do końca grudnia 1970. Może rok 1971 to data wywołania zdjęć? Tak czy inaczej możemy uznać, że na zdjęciach uwieczniony został dość niecodzienny Widok.

[K] 

środa, 27 kwietnia 2022

Amerykanin w Warszawie

    To ciekawe zdjęcie z zasobu Narodowego Archiwum Cyfrowego, autorstwa Grażyny Rutowskiej w pierwszej chwili może się wydawać fotomontażem. Nie zostało ono jednak poprawione, sfotografowany samochód naprawdę istniał!


    To Checker Aerobus. Ta dziwna konstrukcja powstała, jako transport dla pasażerów na lotniskach, stąd też nazwa. Wykorzystywano je również w innych celach, jednak głównie na terenie Stanów Zjednoczonych, tu zaś Checkera widać w Warszawie!
    Sfotografowana okolica wygląda na Dziki Zachód, choć ten warszawski, a nie z USA. Zdjęcie zrobiono jednak w znacznie bardziej reprezentacyjnej części miasta. Fotografka stała niecałe sto metrów od Traktu Królewskiego. Skąd ta pewność? Otóż skojarzyłem, że widziałem już znajdujące się w tle oficyny. Zwłaszcza ten charakterystyczny układ balkonów w prawej części zdjęcia. Rozpoznanie miejsca było możliwe, ponieważ te budynki do dziś niemal wcale się nie zmieniły. Są tylko zasłonięte. Samochód stał na ulicy Chopina, dziś na placu za nim wznosi się budynek Ambasady Finlandii - to miejsce wygląda dziś tak. Dzięki miejskiemu portalowi mapowemu i zdjęciom ukośnym możemy jednak zajrzeć na tyły budynku przy Chopina 4/8 i wtedy nie ma wątpliwości, że widzimy tyły kamienic Piękna 1b, 3 i 3a.

(fragment zdjęcia lotniczego ze strony Warszawa Ukośna)

    W chwili publikowania tego wpisu w Narodowym Archiwum Cyfrowym zdjęcie nie miało oczywiście podanej lokalizacji, zaś co do daty podano jedynie zakres lat 1968-83. Można jednak trochę zawęzić to datowanie. Skoro na zdjęciu nie ma gmachu ambasady, to najpóźniej może to być luty 1974, ponieważ wtedy zaczęto wznosić ten budynek. Wiemy to dzięki temu fragmentowi Stolicy nr 51-52 z roku 1975. 
 
(wycinek ze zbiorów Mazowieckiej Biblioteki Cyfrowej)

    Pozostaje jeszcze pytanie co taki amerykański "cudak" robił w stolicy PRL? Tego niestety nie wiemy, ale może ktoś z czytelników naszego bloga będzie miał wiedzę na ten temat? 

[K]

środa, 29 września 2021

Pogrzeb lotników

    Są takie zdjęcia, które wzbudzają ciekawość. Jedno z nich przesłał mi dziś Fryderyk, pisząc od razu, że ma wątpliwości, czy to w ogóle Warszawa. 


Rzuciłem okiem i fotografia wciągnęła mnie od razu. Pochodzi z Narodowego Archiwum Cyfrowego, a w jego opisie nie podano ani miejsca, ani daty jego wykonania. Samo zdjęcie przedstawia wojskowy kondukt pogrzebowy na tle dość dziwnego układu zabudowy. Mnie również niezbyt pasowało do stolicy, ale mimo tego postanowiłem spróbować. Po dokładniejszym przyjrzeniu się stwierdziłem, że trumny ustawione są... na samolocie. Przypomniały mi się zdjęcia z pogrzebu Żwirki i Wigury, ale po sprawdzeniu okazało się, że to jednak inny kondukt. Nie miałem jednak wątpliwości, że to trumny lotników. Próby odnalezienia lokalizacji tą ścieżką spełzły jednak na niczym.
    Postanowiłem szukać inaczej. Po lewej stronie zdjęcia dojrzałem tablicę, na której przedstawiony jest plan jakiegoś budynku. Widać też jakieś napisy. Jeden z nich to data 1931, drugi zaś odczytałem jako HERSE i numer z zerem na końcu. To jednak do niczego nie pasowało. Warszawski salon mód Hersego mieścił się przy Marszałkowskiej 150 i to zdecydowanie nie było to miejsce. Firma nie miała żadnych filii poza stolicą. Po dłuższej chwili przyszło mi do głowy inne słowo. Była to nazwa firmy HERBEWO - pasowała długość wyrazu i O na końcu, które skojarzyło mi się początkowo z zerem. Herbewo było firmą produkującą gilzy i tutki papierosowe. Kojarzyłem ją przede wszystkim z przedwojennego neonu przy Placu Teatralnym. Szybkie poszukiwania internetowe przyniosły mi więcej informacji. Firma Herbewo pochodziła z Krakowa, gdzie po reaktywacji w latach 90. działa, ale już w innej branży. Pod tą marką działa dom handlowy, przedsiębiorstwo oferuje też powierzchnie biurowe na wynajem. Po przejrzeniu zdjęć na stronie firmy byłem przekonany, że znam rozwiązanie. Obiekt na zdjęciu wyglądał jak budynek w Krakowie, przy Słowackiego 66. Podzieliłem się tym pomysłem z Fryderykiem, który... ostudził mój entuzjazm, przesyłając to zdjęcie:

Widać na nim sąsiedni budynek Słowackiego 64, obecnie dość mocno przebudowany, ale nie pasujący szczegółami fasady. Na prawo od niego widać jednak pustą działkę. A z identyfikowanego zdjęcia wynikało, że to kamienica po prawej stała, gdy nie było jeszcze jej sąsiadki po lewej. Jak to wytłumaczyć? Po chwili Fryderyk miał już odpowiedź. Najwidoczniej firma Herbewo stawiała na sprawdzone wzory, ponieważ drugi narożnik tego samego bloku zabudowy wyglądał niemal identycznie. To kamienica Lubelska 31, która stoi u zbiegu Lubelskiej i Prądnickiej. Wygląda ona tak.
Tutaj nie było już wątpliwości, ponieważ do zdjęcia z konduktem pasowała też zabudowa w tle. To mieszczący się po sąsiedzku szpital wojskowy przy Wrocławskiej. Co prawda teraz widoczne na zdjęciu pawilony są zasłonięte zabudową od Prądnickiej, ale na zdjęciach lotniczych widać, że układ zabudowy jest taki jak na naszym zdjęciu. Zagadka rozwiązana. Kondukt porusza się ulicą Prądnicką od strony Wrocławskiej w kierunku Słowackiego. Wciąż chciałem jednak ustalić okoliczności wykonania zdjęcia. Czyj pogrzeb widzimy? Tu pomogła cyfrowa biblioteka UW, w której próbowałem znaleźć frazę "pogrzeb lotników", wiedząc już, że interesuje mnie tylko Kraków. Dość szybko moje poszukiwania przyniosły rezultaty. Okazało się, że to pogrzeb ofiar katastrofy lotniczej w pobliżu Szczekocin, która miała miejsce 7 września 1933 roku. Pogrzeb zaś odbył się 11 września tego samego roku.



Opis pasował do zdjęcia. Szpital garnizonowy, to właśnie wspomniany już wcześniej obiekt medyczny  przy Wrocławskiej. Zaś na stronie internetowej dobroni.pl (która zawiera zdjęcia ofiar i krótki opis katastrofy) znalazłem informację, że wspomnieni lotnicy spoczęli na cmentarzu Rakowickim. Droga na tę nekropolię ze szpitala garnizonowego prowadziła właśnie ulicą Prądnicką. Tak się ucieszyłem z ustalenia tych wszystkich faktów, że przygotowałem dość szybko ten oto wpis, za którego lekturę dziękuję Ci Czytelniku.

[K]

PS. o ustaleniach poinformowaliśmy oczywiście Narodowe Archiwum Cyfrowe, z którym współpracujemy w identyfikacji zdjęć. 


 

czwartek, 29 kwietnia 2021

Swoje trzeba odczekać

Zdjęcie pochodzące ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygnatura 1-A-934. Opatrzone w NAC dość ogólnikowym opisem: "Wybory do Sejmu w Warszawie. Ludność stolicy przed lokalem komisji wyborczej." Kadr ten znany jest od dawna, kilkukrotnie robiłem podejścia do identyfikacji uwiecznionego na nim miejsca, które intrygowało mnie swoją zagadkowością. Zawsze brakowało mi jednak determinacji, by ostatecznie rozprawić się z nierozpoznanym zdjęciem. A przecież zarówno już opis z NAC jak i sam obraz dostarcza sporo konkretnych informacji.

Tym razem jednak postanowiłem podejść bardziej zdecydowanie i metodycznie do poszukiwań. Zacząłem od sprawdzenia rzeczy elementarnej, czyli lat, w których odbywały się wybory parlamentarne w II RP. Wybory przeprowadzono w roku 1919, 1922, 1928, 1930, 1935 i 1938. Ale ponieważ to nadal bardzo szeroki zakres czasu, należało przyjrzeć się bardziej szczegółowo zdjęciu – w tym wypadku osobom uwiecznionym na fotografii, a konkretnie ich strojom. Tu dochodzimy do momentu, gdzie oprócz wiedzy stricte varsavianistycznej przydaje się ta nieco bardziej wyspecjalizowana. Fotografowani ludzie i ich ubiór stanowią z reguły ważny element, będący tym, co pozwala na dość niezawodne i stosunkowo precyzyjne datowanie zdjęć. Szczególnie odnosi się do to mody damskiej, która ulega zawsze szybszym zmianom, niż pozostająca nieco z tyłu, bardziej zachowawcza moda męska.

W sfotografowanej kolejce widać kilka stojących pań ubranych w krótkie płaszcze i głębokie, przypominające nieco wojskowe hełmy kapelusze, z ledwie zaznaczonym rondem. Właśnie takie kapelusze to element mody jakże charakterystyczny dla lat 20. XX wieku, dla ich drugiej połowy. Zatem ten detal z dużym prawdopodobieństwem zacieśniał nam ramy czasowe poszukiwań do 1928 lub 1930 roku.

Gwoli wyjaśnienia - sama fotografia pochodzi z archiwum ilustracji Ilustrowanego Kuriera Codziennego, dziennika o charakterze polityczno-społecznym, wydawanego w Krakowie w latach 1910-1939. Na szczęście, większość roczników (jeśli nie wszystkie) zachowała się w komplecie wydań i są one zdigitalizowane i dostępne online w zasobach Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej.

Ponieważ wybory w 1928 roku odbyły się 5 marca, poszukiwania zacząłem od wydania z dnia 6 marca, lecz w nim zdjęcia nie było. Jednak chwile później moje poszukiwania zostały nagrodzone, bo wydaniu gazety z 7 marca, w fotoreportażu z przebiegu wyborów w Warszawie,  natrafiłem na zagadkowe zdjęcie, jednak tu opatrzone już dużo precyzyjniejszym opisem: W godzinach rannych zjawiało się najwięcej głosujących. Oto rzesze czekające na swą kolejkę na  ul. Czerniakowskiej.


Lokalizacja konkretnego miejsca przy Czerniakowskiej była kwestią czasu, więc postanowiłem podzielić się swoim odkryciem z Kubą. Nie zdążyłem się nawet dobrze rozpędzić z poszukiwaniami, gdy po chwili odpisał mi w wiadomości: „To szkoła przy Czerniakowskiej 128”. I rzeczywiście – ledwie wystający zza prawej krawędzi kadru narożnik gmachu szkolnego, oddanego do użytku w roku szkolnym 1928/1929, a istniejącego do chwili obecnej budynku dobrze pasuje. Tłumaczyło to też wychodzący na chodnik drewniany parkan otaczający budowę i nieco ukrytą, ustawioną skośnie tablicę informacyjną za nim.

Na zupełnie innym zdjęciu, również pochodzącym z NAC fotografowi udało się uchwycić w szerokim kadrze halę z charakterystyczną schodkowa ściana szczytową (na fotografii wskazana strzałką) pod adresem Czerniakowska 130, a stojącą na terenie posesji Portu Czerniakowskiego. Być może właśnie w niej zlokalizowany był jeden z warszawskich lokali wyborczych w 1928 roku.

 

(F, K)

wtorek, 2 marca 2021

Wędrujący portal

 

W roku 2017 w serwisie aukcyjnym Ebay.de pojawiło się niewyraźne zdjęcie, przedstawiające uliczne targowisko. Stojący za przekupkami budynek widoczny jest tylko fragmentarycznie, ale rzuca się w oczy jego charakterystyczny, bogato zdobiony portal.

Według opisu aukcji zdjęcie wykonano w  warszawskim getcie, ale taka lokalizacja od początku wydawała mi się wątpliwa. Niedawno zdjęcie wystawiono ponownie, tym razem sprzedający zamieścił nawet skan rewersu odbitki, gdzie widniał nabazgrany ołówkiem napis 'Warschau Polen'.

Kluczem do identyfikacji okazał się widoczny częściowo szyld, na którym można odczytać nazwisko 'Weintraub'. W warszawskich książkach telefonicznych widnieje wprawdzie Józef Weintraub, który mieszkał na Długiej 11 i prowadził aptekę na Franciszkańskiej 18, ale żaden z tych adresów nie przypominał miejsca przedstawionego na zagadkowym zdjęciu.

Korzystając z wyszukiwarki genealogyindexer.org rozszerzyłem moje poszukiwania na cały kraj, uzyskując kilkadziesiąt adresów rozrzuconych w wielu miastach Polski. Poszukiwania byłyby o wiele łatwiejsze, gdyby na zdjęciu znalazła się górna część szyldu, lub choćby inicjał imienia był lepiej czytelny. Tych informacji jednak brakowało.

Przeglądając wyszukane adresy, zwróciłem uwagę na skład nasion S. Weintrauba, zlokalizowany na rynku w Tarnowie.

Zacząłem od obejrzenia aktualnego wyglądu rynku, korzystając z Google Street View. Bez trudu znalazłem niemal identyczny portal, zlokalizowany na południowej ścianie ratusza. Podobieństwo było uderzające - ale całe otoczenie wyglądało zupełnie inaczej: LINK

 Dopiero odszukanie archiwalnych zdjęć ratusza w serwisie Fotopolska pozwoliło rozwiązać zagadkę. Otóż ratusz został bardzo poważnie przebudowany w latach sześćdziesiątych XX w. i jedną ze zmian było właśnie przesunięcie portalu wejściowego wraz z jego obróceniem o 90 stopni.

Wcześniej ratusz wyglądał dokładnie tak, jak na identyfikowanym zdjęciu. Na wielu starych fotografiach widać także w pełnej okazałości szyld sklepu pana Weintrauba: LINK

Przedstawiona powyżej identyfikacja raz jeszcze przypomina, aby do opisów zamieszczanych w serwisach aukcyjnych podchodzić z dużą ostrożnością. Zdjęcia z warszawskiego getta są poszukiwane i osiągają wysokie ceny. Sprzedający często podają więc warszawską lokalizację zdjęcia, nie mając pewności, skąd ono naprawdę pochodzi.

[nuro]

wtorek, 12 stycznia 2021

Na tropach dworca

Na jednym z popularniejszych portali aukcyjnych pojawiło się ostatnio zdjęcie z okresu pierwszej wojny światowej opisane jako: "Warszawa Dworzec Terespolski":


Ciekawe zdjęcia pojawiają się od czasu do czasu w ofercie antykwarycznej i nie ma w tym nic dziwnego, natomiast akurat w tym przypadku zaskoczyła mnie relatywnie niska cena wywoławcza, jak na tak ciekawy dokument. Rzut oka na budynek i porównanie charakterystycznych elementów od razu wskazywał, że nie mamy do czynienia z Dworcem Terespolskim, ani nawet z żadnym innym z terenu Warszawy. Architektura dawnych obiektów kolejowych zasadniczo była dość podobna - budynek główny, mniejszy lub większy, a wzdłuż peronów ciągnące się parterowe hale. Stąd być może pomyłka w opisie, albo i celowa dezinformacja, w nadziei na roztargnienie czy ignorancję potencjalnych kupców. Pamiętajmy, że kupując cokolwiek w Internecie powinniśmy mieć ograniczone zaufanie i dobrze sprawdzić "oferowany towar" zanim zdecydujemy się na kupno.

Ponieważ zagdaka wydała mi się ciekawa, postanowiłem odszukać właściwy dworzec z fotografii, licząc na to, że skoro raz został sfotografowany, to może uda się odnaleźć inne jego zdjęcia. Początkowo szukałem zniszczonych dworców na terenie Królestwa Polskiego i na Kresach, ale ponieważ nie przynosiło to żadnych rezultatów, postanowiłem rozszerzyć obszar poszukiwań. Po kilku minutach zabawy z wyszukiwarką zdjęć, odpowiedź była gotowa. 

Na zdjęciu uwieczniono ruiny dworca w rumuńskim mieście Predeal (nieopodal Braszowa), gdzie jesienią 1916 toczyły się dramatyczne walki o zdobycie strategicznej przełęczy. Więcej o samej bitwie można przeczytać na stronach Wikipedii: LINK. Na niezbyt wyraźnym zdjęciu zamieszczono ruiny dworca po bitwie, na którym widać (od strony peronów) budynek główny z identycznymi wyrwami po ostrzale artyleryjskim, jak na naszym zdjęciu (zaznaczyłem, je na czerwono, aby budynek na pierwszym planie nie zaciemniał wywodu):


A Tuż przed zniszczeniem dworzec kolejowy w Predeal wyglądał tak, jak to możemy w całej okazałości zobaczyć na starej karcie pocztowej:


Tak, aukcje internetowe z pocztówkami i fotografiami to zaiste doskonałe źródło do poszukiwania i rozwiązywania przeróżnych zagadek identyfikacyjnych. Życzę wszystkim zainteresowanym dawna warszawską ikonografią owocnej zabawy przy tropieniu "okazyjnych zdjęć".

(P)






poniedziałek, 9 listopada 2020

Miasteczko na krańcach miasta

Dzisiejszy wpis poświęcony jest fotografii znajdującej się w zasobach Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. To jeden z 23 szklanych negatywów ze zbiorów Pracowni Historycznej Tchorek-Bentall, a prezentowanych na wystawie „Codzienność Warszawy 1915-1918” LINK. Kolekcja ukazuje widoki miasta podczas I wojny światowej, znajdującego się pod niemiecką okupacją. Większość ujęć przedstawia raczej standardowe kadry stosunkowo reprezentacyjnych miejsc i obiektów,  jakie znamy i z innych fotografii. Jedno z nich wydało mi się dość niezwykłe i tajemnicze:


Co istotne i szczególnie warte podkreślenia, to fakt, że całość kolekcji, ze względu na technikę wykonania negatywów, to znakomitej jakości obrazy, oferujące w powiększeniach świetne odwzorowanie szczegółów. Nie wiadomo, kto był autorem serii zdjęć, jednak wnioskując po pewnym kluczu doboru kadrów, był to ktoś „z zewnątrz”, przyjezdny, być może Niemiec, żołnierz czy inny przedstawiciel ówczesnych władz okupacyjnych. Autor utrwalał na szklanych płytach widoki miejsc nie tylko reprezentacyjnych, co stanowiących dla niego swoistą egzotykę, do której zapewne nie był przyzwyczajony na co dzień, jak prawosławne sobory, czy miejsca zamieszkania warszawskiej biedoty.

Wróćmy jednak do naszej fotografii. Teoretycznie, mogła ona zostać wykonana gdziekolwiek na terenie dawnego zaboru rosyjskiego czy np. Galicji. Co prawda obraz wyjątkowo mocno kontrastował z większością kadrów kolekcji, jednak reszta sugerowała proweniencję warszawską również i w tym wypadku. Biedna, koślawa i mocno zdewastowana drewniana zabudowa, wyglądająca niczym żydowski sztetl na Kresach, zaledwie jeden parterowy murowaniec i właściwie żadnych typowych oznak miejskości, jak chociażby latarenki adresowe czy latarnie uliczne,  sugerowały podrzędną okolicę, raczej dalekie przedmieścia, prawdopodobnie  któryś z terenów świeżo przyłączonych do miasta w 1916 roku decyzją gubernatora von Besselera.

Szanse na identyfikację miejsca uchwyconego w kadrze wydawały się w pierwszej chwili znikome, niemal równe zeru. Jednak fotografia intrygowała, więc po krótkim zastanowieniu swe poszukiwania postanowiłem skierować w pierwszej kolejności na Powązki. Problem w tym, że dzielnica ta dysponuje wyjątkowo ubogą ikonografią, mogąca być przydatną w lokalizacji. Wprawdzie ortofotomapa z wiosny 1945 nie jest zbyt pomocna, gdyż większość drewnianej zabudowy Powązek została zrównana z ziemią, jednak w zestawieniu z fotoplanem z 1935, mimo nie najlepszej jakości zdjęć, mogła być przydatna. Po analizie fotografii uznałem, że murowany budynek z lukarnami jest na tyle charakterystyczny, że powinien być widoczny na zdjęciu lotniczym, o ile nadal istniał w 1935 roku, co przy jego „kondycji” wcale nie było oczywiste. To był jeden z punktów zaczepienia. Drugim, jak mi się wydawało, był zakręt drogi na ostatnim planie i nieco dziwne, niezbyt naturalne ustawienie budynków względem niej. Zacząłem więc szukać w skupisku zabudowy znajdującym po północnej stronie ul. Powązkowskiej.  Poszukiwania tam jednak nie przyniosły zadowalającego rezultatu, bo albo nie pasował przebieg ulicy albo układ stojącej przy niej zabudowy. Wprawdzie przy samej Powązkowskiej stały budynki posiadające lukarny, lecz reszta zupełnie nie pasowała do tego, co było widoczne na zagadkowym zdjęciu. Jednak moją uwagę zwrócił budynek stojący przy ul. Elbląskiej, nieco na południe od skrzyżowania z Powązkowską.


W porównaniu ze zdjęciami lotniczymi z 1935 roku nie zgadzał mi się jednak m.in.,  łuk ulicy, widoczny na ostatnim planie, który przebiegał w przeciwnym kierunku.  Należało więc sięgnąć po ostatnią, jak sądziłem najlepszą możliwość weryfikacji, czyli plan Lindleya ze zbiorów APW, który ze względu na swoją wyjątkową precyzję i okres powstania, powinien uwzględniać widoczną na zdjęciu zabudowę. I rzeczywiście, wystarczyło jedno spojrzenie na arkusz planu Lindleya, by rozwiać wszelkie wątpliwości – układ zabudowy pokrywał się niemal doskonale z tą z identyfikowanej fotografii. Niemal, bo na zdjęciu brakowało jednego budynku, sąsiadującego z domem z lukarnami, a zaznaczonego na planie białym krzyżykiem. Jednak na fotografii dobrze było widać na ścianie szczytowej murowańca ślad dawnego sąsiedztwa w postaci nieotynkowanej powierzchni. Wyjaśnił się też nieco dziwny przebieg ulicy na ostatnim planie – drewniane domki zamykające perspektywę ulicy stały przy Powązkowskiej a tu widzieliśmy ich tyły.


O ile wyjaśniło się miejsce wykonania fotografii, to jej autor nadal pozostawał zagadkowy. Jak wspomniałem na początku wpisu,  przypuszczam, że fotografem był ktoś ze strony okupacyjnej, być może niemiecki żołnierz. Teza wprawdzie niepotwierdzona żadnym mocnym dowodem, jednak Powązki to miejsce, gdzie mało kto ”z zewnątrz” zapuszczał się chętnie, a jeszcze mniej chętnie w celu wyłącznie fotografowania. Natomiast w okresie 1915-1918 pojawiali się w okolicy niemieccy wojskowi odwiedzający groby swoich poległych i zmarłych towarzyszy, bowiem pierwotnie prawosławny, rosyjski cmentarz wojskowy będący zaczątkiem obecnych Powązek Wojskowych, stał się miejscem pochówków żołnierzy kajzerowskiej armii. Właśnie zapewne podczas jednej z takich wizyt, któryś z nich zszedł z głównej drogi w centrum miasteczka Powązki, by zajrzeć nieco za kulisy tego egzotycznego dla niego otoczenia. Wykonanie fotografii na ówczesnej ul. Szlachtuzowej (taką nazwę nosił pierwotnie odcinek późniejszej ul. Elbląskiej między Powązkowską a torami linii obwodowej) nie musiało być podyktowane wyłącznie ciekawością, a celami propagandowymi. Niemcy bowiem bardzo chętnie pokazywali w różnych wydawnictwach, a nawet na pocztówkach propagandowych niski poziom cywilizacyjny ludności, w tym Żydów (Ostjuden) na terenie dawnego zaboru rosyjskiego. Właśnie jedno z takich ujęć, wykonane przy wylocie Szlachtuzowej (po lewej) na  Powązkowską trafiło na tego rodzaju pocztówkę:


Kres widocznej na zdjęciu zabudowie położyło Powstanie Warszawskie, kiedy licha, w większości drewniana zabudowa spłonęła. Wypalony murowany budynek o przedwojennym adresie Elbląska 22 wprawdzie przetrwał, jednak według akt Biura Odbudowy Stolicy, podobnie jak sąsiednie budynki nie nadawał się do odbudowy. Prawdopodobnie niedługo potem zniknął na zawsze z krajobrazu Powązek.


Dziś zapewne mało kto zdaje sobie sprawę, jak wyglądało to miejsce ponad 100 lat temu i próżno szukać w terenie jakichkolwiek reliktów przedwojennej zabudowy. Tym cenniejszym dokumentem wydaje się to anonimowe zdjęcie.

Sama nazwa ul. Szlachtuzowej również nie utrwaliła się w pamięci warszawiaków, gdyż w ramach Warszawy istniała bardzo krótko – już w 1919 roku została zastąpiona Elbląską. Obecnie ten fragment dawnej Elbląskiej nosi nową, jeszcze inną nazwę – od kilku lat za patrona ma Jerzego Ficowskiego. Obecnie widok z tego samego miejsca wygląda mniej więcej TAK.

(F)

PS. Serdeczne podziękowania dla Marcina Guzka za rzeczową i pouczającą dyskusję dotyczącą kwestii nazewnictwa ulic.